serio czy udajesz?
Wydaje mi sie, ze ciagle nie zyje tylko gram. Wiem ze moglabym przestac z mysleniowym sposobem zycia, z analiza wszystkiego przez wszystko, ale nie potrafie, na razie. Wydaje mi sie, ze w pewnym momencie wpadlabym w wir zycia i juz nie miala zadnego punktu odniesienia. Wszystko by mi sie zlewalo, zadnej moralnosci tez. No wlasnie na ile myslenie ma z tym zwiazek?
Heh co do gry jeszcze. Tak wlasnie, jadac metrem nie siedze na siedzeniu tylko gram siedzenie na siedzeniu. W sumie to nie jade metrem tylko odgrywam jazde metrem. Jakbym nie miala wlasnego zycia. Jakby tylko liczyli sie ci wokol, ktorym chce cos udowodnic. To jest trudne. I dalej jesli ktos chce byc dobry w tym co robi, musi byc tez dobry w grze. Jak to zrobic? wiele tkwi w szczegolach, wiele dzieje sie na wyczucie, moze jest to np. wyczucie estetyki (seksownej, wladczej, pokrzywdzonej, tragicznej, smutnej, itd). Ruchy i uklad ciala, nawet oddech, no i wyglad, te rzeczy, ktore niby sa nieswiadome. Wydaje mi sie , ze moglabym byc swietna aktorka, tyle, ze chyba w karierze przeszkadzaly by mi przerwy miedzy spektaklami. Co jesli potrafie tylko grac, jesli mnie nie ma prawie? albo to ja troche skarlowacialo? Moge grac rozne role, moge. Dziwne czuje to. Czuje, ze tego jest malo i wydaje mi sie niemozliwe do odroznienia gry i prawdy. Bo zaczelam gre uznawac za prawde, zeby byc bardziej przekonujaca. Gdzies przeczytalam (co w sumie chyba kazdy jakos sam odkrywa), ze jesli chcesz kogos oszukac, to najlepiej ci to wyjdzie jesli przekonasz sam siebie. Mozna to zrobic na chwile. Na chwile wierzysz, ze nie jestes tym tylko tym innym i wtedy ludzie wierza. Ale jak odroznic te gre od wiary w siebie. Moze my tak na prawde nie istniejemy tylko wszystko sie gra??