gonitwa
Kurcze, dziwne to bylo. Raz dwa, latwe zetkniecie.
Potem ucieczka, myslami, nogiami, zamknieta twarz i postawa. Tyle, ze wszystko krzyczalo nie odchoc. Nie wazne kim jestes zostan. Prosze. Moze grzywka ulozyla sie w litery, nie wiem jak, ale zrozumial. Tyle, ze po swojemu. Mial plan i chec jego zrealizowania. Nakrecal sie coraz bardziej, im bardziej pokazywalam z nieprzekonaniem, zeby odszedl. Chcialam tego, zeby w ekstremalnych warunkach wytrzymal. Pomyslal o czyms wiecej. Chcial wkrecic romantyczne bajki. Powiedzialam, ze mnie to nie bawi. Zaprzeczylam wszystkiemu co mozliwe w takich sytuacjach lacznie z samym zaspokojeniem jego i siebie. Bo nie zawsze mozna do cholery, nie za wsze. ON tego nie rozumie, ja nie umie wytlumaczyc, bo sama sie na taki stan rzeczy jeszcze nie godze. Ale powiedzialam nie. Na szczescie uniknelam ocenienia go, udawania, agresji (choc z jego strony byla grozna chwila), i mam nadzieje owiniania, jesli nie do konca w srodku, to powiedzialam, ze to ani twoja ani moja wina. Po prsotu tak czasem jest i zaakceptuj to.
Przede mna: