czarno
Troche zrozumialam, troche spokojniej. Nie potrzebuje za tak juz walki, zeby wiedziec,czuc, ze zyje. DZiwne. Pewne sprawy poprostu w ciebie wchodza i nie masz swiadomosci, ze to czego szukalas juz jest. Z czasem odpada etykietka i wyobrazenie o tym poszukiwanym skarbie i okazuje sie, ze jest i ... ze mimo wszystko to nie koniec.
Smutno mi tez, bo mysle, ze wiem czego im porzeba, czego brak, zeby byli lepiej, bardziej, soba, osoba, razem. Moi rodzice. Ale nie moge sie zajmowac ich przypadkiem przez cale moje zycie. Chcialabym byc kims innym, ktow ie jak i co zrobic....? Wiem, ze nie moge potepiac, wiem, ze chyba sie musze zgodzic na to, ze kogos nie zmienie. Tego nienawidze. Czasem wole brac zbyt duza odpowiedzialnosc, ale miec swiadomosc, ze ode mnie cos zalezy. Cos tak, tyle, ze nie wszystko. Te cienka granice musze widziec i pilnowac, a nie latwo, bo czasem przyjaciel ma zly dzien i on ja nagina. Kiedys byl dla mnie kims wiecej, teraz oboje jestesmy ludzmi. O kazdego mozna sie martwic.
Czy martwienie prowadzi do smierci? Mratwic, zmartic, martwy...???