Nie umie sie odnalesc w tym swiecie. Nie przynaleze do nikogo z wlasnej woli, jedynie z przypadku. Z niczym sie nieidentyfikuje. Hm. Lub moze z wieloma rzeczmi po troche, Nie identyfikuje sie z zadna partia :), ale moze to jest wlasnie dobry stan, zeby do jakiejkolwiek wstapic. Tak wlasnie paradoks jest chyba krolem rzeczywistosci. bo wczym warto zatracic siebie? czy calkiem w czymkolwiek? mam swoj wlasny jezyk na sprawy i chyba to nie jest zle. Lub moze nie tyle jezyk co odczowanie; Zadne zdanie nie wypelnia kompletnie tego co czuje. A jesli, to dalsza czesc juz niekoniecznie? moze innego ranka byloby odwrotnie...Ustalic, ze ja jestem. Ze istnieje, ze mam swoje zycie. Mam prawo je miec do cholery. Wiara we wlasne istnienie jest potrzebna; niby to gupie, ale tak jest. Bo inaczej wciaz potrzebuje sie o kogos obijac, zeby czuc, ze nadal istnieje. i w dodatku, gdy jest wiara we wlasne istnienie, pojawiaja sie miliardy innych, ktorych nie znam. Ktorych znam troche, lub troche bardzo. Czy cos nad nami lata? Nie jestesmy przeciez az tak bardzo inni. Kiedys myslalam, ze tak. Ale teraz nawet Ci z najdalszych zakantkow wydaja sie byc kims bradzo podobnym w pewnych chwilach; Kazdy sie urodzil, kazdy cos przezyl, mysli, czuje, chce lub nie; no i ma jakies tam powody do dzialania,...lbu tez nie; Kazdy z nich jest taki sam inaczej lub inny , ale w podobny sposob. I nikogo nie znam na wylot, a jesli tak, to moze go ograniczam? I czuje, ze w pewnym sensie dobrze jest umiec byc czasem sama, ale tez umiec byc z drugim czlowiekiem. Umiec, potrafic... czyli, ze tego trzeba, mozna sie nauczyc. dzialanie... Dlaczego w zyciu nie mozna przezyc wszystkiego? Czego chce? Trzeba umiec wciaz na nowo, inaczej, pozbierac, ulepszyc (czyli czasem po prostu nie zostac w miejscu)? Isc z czasem...