kim?
Jestem nikim. Jestem tylko reakcja na ciebie, jestem tylko buntem lub zgoda. Naklejka, przylepa, ktora "ma" wlasna wole i odczepia sie kiedy za szybko biegniesz na autobus. Smutno mi jest coraz bardziej. Nienawidze tego, ze nie ma mnie bez ciebie. To nie jest milosc. Milosc nie moze byc koniecznoscia. Gdzie wolnosc?
A moze jestem strachem. Obracasz sie, przestaje oddychac. Zrobie ruch patrze czy patrzysz. Ciagla obserwacja. Jestem chora, jak stad wyjsc? a moze to obsesja i tyle? Chce zeby wszystko bylo jak trzeba. Wszystko dla Ciebie, czego sobie zyczysz, nawet moje narzekanie, zlosc na ciebie, moja proba odejscia, pokazanie, ze potrafie sobie radzic sama, bez ciebie, ze moge miec kogos innego, ze wcale mi na tobie nie zalezy. wszytko to dla ciebie. I tak wiesz, ze wroce...? Tak jestes pewny siebie i tego wszystkiego. Nawet nie musi ci zalezec.
Wymyslilam sobie recepte. Cos co jest ogolnieprzyjete , wartosciowe i co ja uczynie jeszcze bardziej wartosciowym i sensownym. Cos z jakiego powodu ty moglbys czekac na mnie. Gdybys mnie zauwazyl bardziej czasem. Nie wiem, moze chodzi o jakas rownowage. Tylko, ze nie wiem czy ona jest w ogole mozliwa jesli to mi zalezy, a ty moglbys sie obejsc.
Pamietam historie mojej matki. Tak samo. Postanowila sprawdzic czy sie nie obejdzie bez niej i wyszli, ze nie wytrzyma, ale bez jej obiady, bez jej osoby dla kolegow i rodziny, (jej zewnetrznej czesci), bez decyzji podejmowanych za niego, bez tych elementow, ktore wnosila do jego zycia. Gdyby na to wszystko wymyslic robota moj ojciec obylby sie bez matki. Tyle, zeby to bylo spolecznie akceptowalne, albo harem roznych sluzacych.