talent
To co bylam warta. Jakis talent, ktory potrzebuje pracy nad nim. Potrzebowal(?). Mowili talent. Mowiili, a ja wydawalam sie cos warta, wierzylam im, bo tak chcialam. Rzezby i rysunki, muzyka przestrzen, wolnosc. Byli ci co chwalili. Jako dziecko bardzo mi to pasowalo, potem nadawalo wartosc, jesli szlo z ust kogos kogo sluchalam. Byli ci od ktorych cos sie uczylam. Najwieksza dume mialam wtedy gdy samodzielne kroki okazywaly sie trafione. Wiem, ze moglo ich byc coraz wiecej. Ze moglabym sobie coraz bardziej zaslugiwac na wartosc przez nich nadawana.Uwierzylabym po prostu w nia na tej podstawie. No i te podstawe musialabym, pragnelabym udoskonalac. Wiem, ze moglam byc w tym dobra, gdybym serio dala krok przed siebie. Ale jedno nie dawalo spokoju. I dlatego nigy sie z tym nie moglam utozsamic.
Byli ci co mowili, ee ty masz szczescie i zamykali sie w sobie zdolowani. Z jakiegos pola czuli sie wykluczeni. Z jakiegos pola, na ktorym mozna "miec wartosc". Chcialam im pomoc, nawet zdazalo sie, ze tak sie stalo, ale sama nie wiem ile w tym bylo mojej zaslugi, a ile po prostu to ktos uwierzyl sobie, ze moze. W kazdym razie to i inne zdazenia dawaly do myslenia. Talent nie moze okreslac wartosci czlowieka jesli sa ci, ktorzy go nie maja.Poza tym nie moze tez byc tak, ze ten kto ma wiecej talentow jest bardziej wartosciowy. Ja nie moge czuc na tej podstawie wartosci siebie, nie moge sie z tym uzozsamiac, jesli moze byc tak, ze moge go stracic lub moze byc niemozliwe jego realizowanie. Lub moglabym tak czuc i moze to byc motywacja do bycia dobrym w tym co robie tyle, ze lekko pod grozba smierci. Takie balansowanie na granicy bycia i nie bycia. Istnieje o tyle o ile to realizuje i o ile wartosc tego nadal istnieje. W pewnym momencie swiadomosc wwartosci odrywa sie od zdania i pochwal innych i samodzielnosc jest tym co o wiele lepiej smakuje. Mozesz wyprzedzac swoich mistrzow. Czasem wydaje sie, ze nawet ludzie ci nie potrzebni ich milosc lub o tyle o ile pomagaja rozwojowi. Ale serio lub bezinteresowniel czy na dluzsza mete to cie nie interesuja. Masz wolnosc o tyle o ile mozliwe jest wykonywanie upragnionego "zajecia".
A co by bylo gdybys widzial wartosc w czlowieku tak bez niczego. Tak ja widzialam. Ale nie wiedzialam co zrobic by oni widzieli. Moje rysowanie czy muzyka dzialaly czasem wrecz odwrotnie. Byl zachwyt i , ze cos jest prawdziwe, ale tez to, ze to nie oni to robia, nie oni to maja. Tez nie moglam dlugo byc z kims kto byl ze mna, tak jakby zeby to miec, zebysmy "byli jedno" wiec to tez byloby jego czescia. Lubilam ludzi, ktorzy wrecz nie widzieli w tym wartosci, przynajmniej otwarcie i po prostu bylismy w pewnym sensie rowni.
A! i jeszcze jedna rzecz. Ze jesli ja widzialam w kazdym wartosc, to zbyt czesto bylo to pojmowane, ze widze ja tylko dlatego, ze widze ja w sobie; No a widzialam ja w sobie dzieki temu talentowi, ktorego oni nie maja. Wiec moje widzenie w nich wartosci niczego im nie dawalo.
Wiec postanowilam unicestwic swoje talenty, jakkolwiek srednio rozwiniete. Nawet o tym nie wiedzialam do konca. Chcialam odnalesc wartosc w sobie jesli nie mialabym nic. Tyle, ze ciagle cos mam. Np. cialo. Np to co niezbedne do zycia.
Dodaj komentarz