niby nic
AAAA kocham to, scielo mi tekst,\ / ale nic. Popelnilam dzis nastepny niebyt:] Po prostu nie poszlam na zajecia. To pierwsze w tym semestrze, wiec nic wielkiego, ale za bardzo mi to weszlo w krew. Tamten rok zawalilam. Chcialabym byc czasem nadobowiazkowa, ale przekladam to na potem, no a to jutro nigdy nie przychodzi. To nie moja wina....... chcialoby sie rzec:/
Czasem chcialam sobie poznikac w charakterystyczny dla kraju sposob, czyli poprostu sie zapic. okazji bylo wiele, ale nie wychodzi. Zawsze kolorowy paw stoi na strazy przyzwoitosci i ugaszcza mnie i zebranych (ewentualnie) swoja obecnoscia. Jesli nie to to zasypianie jest wyjsciem. Czasem zasypialam w nieprzystosowanych miejscach. Na imprezie zanim sie rozkreci (wtedy kiedy jeszcze muzyka gra, a ludziska szaleja), w metrze, w toalecie na przerwie w pracy, zeby nie musiec z nikim gadac. Ale zawsze jest jakas czujnosc. No nic mysle, ze katatonia mi na razie nie grozi. Poza tym "dobrym" sposobem na znikanie siebie samej jest zawsze bycie kims, czyms innym.I tu jest problem, bo nie wiem gdzie jest granica. Z czym w ogole mozna sie utozsamiac. Wydaje sie, ze wszystko wokol to nie ja. Czegos brakuje. Siebie, to nawet w lustrze sie nie zobaczy. Zawsze czegos brakuje. I have a problem
Dodaj komentarz